14.07.2015
Wczoraj miałam dość dziwny dzień. Tak jakby skumulowało się i wręcz uwzięło na mnie ... z najróżniejszych kierunków strzelano we mnie FOCHAMI.
Wieczorem w rozmowie z przyjaciółką, która też strzeliła mi fochy, zastanawiałam się po jaką cholerę jest mi ten foch.
Wiedziałam, że jest to coś związanego z ukrytymi energiami we mnie jednak ugryźć tego nie potrafiłam tym bardziej, że dość mnie zmęczyła taka napięta i powtarzająca się sytuacja.
Zapisałam tylko tytuł bo fajny i poszłam spać ... jednak tej nocy snu miałam niewiele.
Na górnej części pleców mniej więcej od pasa pojawiło się ogromne wzburzenie ... zaczęłam rozciągać zablokowane tam energie ... uciski i skręty były tak intensywne, że nawet oddech z trudem pobierałam bo nawet nos i gardło zaangażowało się w tyn bolesny cyrk.
Simone Weil autor obrazu |
Całkowicie bezradna powtarzałam jak papuga: przepraszam .... wybaczam ... dziękuję ... i kocham.
Po jakimś czasie zaczęły napływać obrazy.
Wszystkie związane były z moją nadgorliwością. Już jako dziecko miałam coś takiego, że wiedziałam jakie zachowanie jest właściwe ... co siedzi w głębi człowieka czyli czy to przyjaciel czy wróg.
W moim otoczeniu nikt więcej nie miał takiej umiejętności, więc już jako dziecko chciałam chronić i uprzedzać rodzinę oraz przyjaciół ... jednak dla mnie wtedy zawsze kończyło się to nieprzyjemnie. Moje słowa były ignorowane ... skutki dla tych co robili odwrotnie, bo co tam dzieciak może wiedzieć, opłakane. Na dodatek cała złość i frustracja kierowana była do mnie, bo uznano, że jestem uparta i zawsze chcę mieć rację.
Wtedy to zaczęło się moje emocjonalne poranienie, zablokowanie otwartości i zbieranie na siebie całego zła.
Nauczyłam się milczeć, nie pytana nic nie mówiłam. Jednak to była połowa ubiegłego wieku i świadomość na prawdę pokrętna, więc pytano mnie a ja posłusznie odpowiadałam... wyśmiewano to co mówię... a następnie obarczano odpowiedzialnością za to że sami zrobili odwrotnie i mają ała.
Posłusznie więc zbierałam to całe szambo i byłam przekonana, że dobrze robię. To moje zachowanie zmieniło się w nawyk i taśmowo zbierało z otoczenia to co najtrudniejsze, tak że nawet fizyczne zdrowie zostało strzaskane.
To trwało lata i dekady aż przyszedł bunt jako pierwszy ... następne przyszło zrozumienie, że coś muszę zmienić jeśli jeszcze chcę pożyć ... a chciałam.
Postanowiłam postawić na siebie i rozpoczęłam szeroko pojętą edukację z zakresu psychologii, duchowości, prawdziwej historii Ziemi, nawet zgłębiałam zagadnienia fizyki kwantowej. Po tej drodze prowadziły mnie różne Istoty poza ziemskie, od cywilizacji podobnej do motyli po Jeszua i Tobiasza oraz wielu, na prawdę wielu Mistrzów.
Życie zaczynało być spójne... jedno wynikało z drugiego .. uff ca za ulga. Co nowego poznałam od razu w doświadczeniu sprawdzałam działanie ... trochę miałam kłopotu, bo na moment zaplątałam się w ezoterykę i trzeba było szybko to zmienić. Cudactwo i koniki Pony mogą być dobre na chwilkę, jednak żyć taką iluzją się nie da.
Tak więc zaszłam daleko na tej nowej drodze, życie stało się harmonijne ... na bieżąco podejmuję decyzje i zmieniam je jeśli taką mam wolę i wszystko toczy się świetnie .
Jedynie tych bardzo starych magazynów emocjonalnych do wczoraj nie mogłam uchwycić i oczyścić gdyż były tak głęboko zakopane we wnętrzu.
Po dzisiejszej nocy mam wrażenie, że nawet objętość mego fizycznego ciała zmniejszyła się sporo ... jednak proces trwa dalej, aż wszystko wypłynie.
Jeszcze jestem zmęczona a już szczęśliwa, zrozumiałam że fochy mego otoczenia miały mnie naprowadzić właśnie na ten bardzo trudny i bolesny w swych wspomnieniach temat ... dziękuję każdemu, kto wczoraj strzelił we mnie fochem i w ten sposób pomógł w procesie uwalniania tych jakże trudnych energi.
Sensei o wielu imionach:
Hania, Wanda, Fateha,
Gerlanda, Anillach, Shee
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz